poniedziałek, 13 maja 2013

Polskie media w obliczu tragedii.


2 kwietnia 2005 roku. Godzina 21:37. Data, którą zna chyba każdy z nas. Mieliśmy wtedy po kilkanaście lat, więc doskonale pamiętamy wszystkie wydarzenia, które miały wtedy miejsce. 

Albo oglądaliśmy Pana Tadeusza na TVP1, albo Kryminalnych na TVNie. Nagle obraz zniknął, a na ekranie pojawiła się gasnąca świeca, czy bezpośrednia transmisja z Watykanu. Telewizje były doskonale przygotowane, w końcu Jan Paweł II znajdował się w stanie agonii już od kilku dni. Minutę po ogłoszeniu śmierci papieża w Telewizji Polskiej pokazał się duchowny, by ogłosić wiadomość, później już na żywo relacja z Watykanu - Kamil Durczok, Hanna Lis (wtedy jeszcze Smoktunowicz), oczywiście Piotr Kraśko. Przygotowane wcześniej materiały filmowe, kamery w Krakowie, w Warszawie, w Wadowicach. Dziennikarze w każdej części Polski. Specjalna czołówka Wiadomości. Informacje 24 godziny na dobę. 




Telewizja Polska nadaje jeden program, na wszystkich swoich kanałach. Do czasu pogrzebu Jana Pawła II, maturzyści dostają darmową powtórkę z języka polskiego (ekranizacje lektur), zawieszone zostają programy rozrywkowe, całą ramówkę wypełniają reportaże, dokumenty i najświeższe wiadomości. TVN nadaje bardzo podobnie - Programy takie jak TVN Turbo czy TVN Style znikają na kilka dni z anteny, a w ramówce mieszczą się przede wszystkim Fakty i filmy obyczajowe. Sytuacja powtarza się w Polsacie, milkną kanały sportowe.
Ciekawostką jest brak reklam - od 2. do 4. kwietnia w polskich programach zaprzestano emitowania materiałów reklamowych. 
Stacje takie jak Viva Polska, MTV, Jetix, czy Mango, całkowicie zawiesiły ramówkę, pozostawiając tylko informację o śmierci papieża.


Podobnie zachowały się portale informacyjne, takie jak Wirtualna Polska, Onet czy Interia.





Przykład Jana Pawła II pokazuje, jak doskonale, w obliczu tragedii, radzą sobie media. Jednak na śmierć naszego rodaka przygotowany był każdy. 10 kwietnia 2010 roku nie spodziewał się nikt.

To wydarzenie pamiętamy naprawdę doskonale. Albo dopiero co wybudzaliśmy się po piątkowej imprezie, albo po prostu wstawaliśmy w sobotni poranek. Na TVN24 rano zobaczyłam informację, że coś tam się stało, jakiś samolot, że leciał na obchody Katynia. "Aha, dobra, dobra, już nie raz się rozbijali". Kiedy jednak z żółtej tablicy u dołu ekranu zrobiła się czerwona, a Wojciech Olejniczak w studiu zaczął płakać, było wiadomo, że sytuacja jest poważna.

Tym razem jednak media nie były tak dobrze przygotowane. Dziennikarzom chwilę po informacji załamywał się głos, nie mieli pojęcia co mówić, mieszały się dane. Każda agencja prasowa podawała co innego, nie było wiadomo co powiedzieć na antenie. Aż do pogrzebu pary prezydenckiej, ponownie, tak jak 5 lat temu zmieniono ramówkę, przerwano emisję programów i kanałów rozrywkowych, a maturzyści kolejni raz dostali powtórkę z lektur.

Na koniec polecam ten reportaż. TVN24 można lubić, można nie lubić, ale materiał pokazuje doskonale pracę dziennikarzy oraz to jak trudno zaprezentować tragiczne informacje na wizji.






0 komentarze:

Prześlij komentarz