niedziela, 31 marca 2013

Netflix, czyli co czeka współczesną telewizję, gdy wszystko (a nawet więcej) jest w sieci?


Zanim Ewelina uraczy Was (i nas zresztą też) tekstem związanym z kulturą konwergencji, ja zanudzę Was Netfliksem – aktualnie najpopularniejszym portalem oferującym tzw. usługi VOD (Video on Demand – wideo na żądanie) oraz (podobno) pocztową wypożyczalnie płyt DVD i Blu-ray. A okazja ku temu jest bardzo dobra. Po pierwsze, dlatego, że obiecałem to w poprzednim tekście a po drugie, że temat idealnie wpasowuje się w kwestię konwergencji mediów.

A kultura konwergencji to po prostu kultura, gdzie media się przenikają, gdzie treść przenika przez różne media i gdzie użytkownicy mogą korzystać z jej różnych typów w zależności od chęci, wygody lub celu. Wszyscy wiedzą, że muzyka poradziła sobie na tym polu wyśmienicie. Teraz zamiast płyt co raz częściej kupuje się pojedyncze utwory lub albumy w iTunes. Do tego w Polsce właśnie została uruchomiona platforma Spotify, która za małą opłatą dostarcza użytkownikowi utwory największych wytwórni oraz wiele, wiele innych rzeczy. Książki również dostosowały się do nowych mediów. Teraz praktycznie każde wydawnictwo oferuje poza papierową, również ebookową wersje książki a takie sklepy jak amazon.com promują nawet własne czytniki, które zresztą uchodzą za najlepsze na rynku.

Tak też musiało stać się z telewizją. Początki były powolne. Zaczęło się oczywiście od zwykłych usług VOD oferowanych przez dostawców usług telekomunikacyjnych. Powoli zaczęły wykluwać się takie platformy jak Hulu czy właśnie Netlfix. Ten drugi rozpoczął działalność jako platforma do pocztowego wypożyczania płyt DVD. Z czasem zaczęła także oferować usługi typu VOD. Platforma poza samymi Stanami Zjednoczonymi działa także na terenie Ameryki Południowej, Kanady, Wielkiej Brytanii i Krajów Skandynawskich. Każdy użytkownik może obejrzeć nowości telewizyjne i filmowe tuż po premierze – bez reklam, w wysokiej rozdzielczości, z możliwością pauzowania, przewijania czy oglądania po kilka razy. Cudo, prawda?

Jednak nie piszę o tym tylko po to by pokazać jak super i fajnie, że stare media (bo telewizja jest już starym medium, czyż nie?) odnajdują się w tym nowym i mają się nieźle. Kontynuując moją myśl dotyczącą manipulacji mediów, chcę zwrócić uwagę na to jak odbiorcy wywierają wpływ na nadawcę i na to, jak oni kreują dzisiejsze media. Netflix jest idealnym tego przykładem i zaraz wytłumaczę dlaczego.

Wiecie, co wykorzystuje 33% ruchu na łączach w USA? Nie, to nie gry ani nie torrenty czy inne sposoby na ściąganie plików. Właśnie Netflix ze swoimi 27 milionami użytkowników w USA[1] pożera takie ilości danych. Ba! Badacze zapowiadają, że w 2015 platforma ta będzie generować dwa razy większą przepustowość niż YouTube![2]

Przy tylu użytkownikach (bo w skali całego globu jest ich ponad 33 miliony) Netflix zbiera ogromne ilości danych dotyczących oglądania poszczególnych produkcji. Platforma „wie” co, kiedy, gdzie i na czym (bo przecież możesz na telewizorze, laptopie, iPadzie czy Xboksie) oglądasz. Heh, żeby tego było mało, Netflix wie, kiedy pauzujesz, przewijasz, wyłączasz a pod koniec bezczelnie cię pyta o wrażenia dotyczące konkretnego tytułu. Platforma nie odpowiada sobie jednak na najważniejsze pytanie – dlaczego? Dlaczego zapauzowałem, dlaczego przewinąłem albo wyłączyłem. Tego wiedzieć nie może. Możliwe, że seans mnie znudził, albo poszedłem zrobić herbatę, albo przyszedł znajomy i głupio byłoby go wyrzucić tłumacząc się tym, że muszę dowiedzieć się co się stało z Raylanem Givensem. Ale gdy jakaś produkcja zostaje zatrzymana w konkretnym momencie nie przez jedną czy dwie, ale przez pięćdziesiąt tysięcy osób - wtedy coś jest na rzeczy.

Właściciele platformy, dysponując niesamowitą wiedzą (nie tylko dotyczącą filmów i seriali ale także aktorów czy reżyserów) postanowili wyprodukować własny serial, który według algorytmu powinien spodobać się ogromnej rzeszy widzów i który po prostu powinien być genialny.[3] Właściciele tak mocno wierzyli w moc Netfliksa, że od razu zainwestowano 100 milionów dolców, by wyprodukować dwa sezony serialu z Kevinem Spaceym w roli głównej i Davidem Fincherem za sterami.

Więc pierwszym przełomem w historii przenikania telewizji i internetu jest fakt, że platforma internetowa zaczęła produkcje serialu, który od razu przewyższa budżetem parę innych popularnych telewizyjnych produkcji razem wziętych. Drugim przełomem jest całkowite odejście od telewizyjnego schematu pokazywania serialu. Nie ma reklam, to warto zauważyć. Najważniejsze jest jednak to, że cały sezon House of Cards (13 odcinków) został wypuszczony w ciągu jednego wieczora. Każdy więc mógł zrobić sobie maraton i obejrzeć cały sezon od razu lub dawkować sobie odcinek co dwa, trzy dni lub co tydzień. Pełna swoboda, dodając do tego, że można korzystać z Netfliksa praktycznie na każdym urządzeniu multimedialnym.

Serial okazał się oczywiście niesamowitym sukcesem a właściciele platformy idą za ciosem i produkują kolejny serial, tym razem utrzymanym w konwencji horroru. Oczywiście to wszystko dzięki „głosowi ludu”. Tutaj to odbiorca (pośrednio, ale jednak) stworzył fenomen kulturowy, dzieło udane i cenione. Netflix MUSIAŁ stworzyć serial podporządkowany odbiorcom, bo inaczej istniałoby ryzyko, że się po prostu nie sprzeda.

Istnieją jednak dwa zastrzeżenia w takim typie serialowej rewolucji:
Po pierwsze, Andrzej Tucholski na blogu jestkultura.pl zauważa, że polityka Netfliksa to tak naprawdę zwykły benchmark, czyli branie wzoru z czegoś najlepszego, lidera w jakiejś dziedzinie i naśladowanie tego wzorca by osiągnąć podobną pozycję na rynku. Zawsze jednak to będzie (w najlepszym wypadku) drugie miejsce. A to oznacza, że nigdy Netflix nie zaskoczy nas niczym oryginalnym. House of Cards jest fenomenem, to prawda, ale brakuje mu wiele do bycia arcydziełem na miarę The Wire czy Six Feet Under lub nawet Lost. Jeśli kolejne produkcje będą powstawać w sposób „weźmy wszystko co najlepsze i zmieszajmy” nigdy nie powstanie nic oryginalnego (a przecież HoC to remake serialu z lat 90.) a tym szczyci się wiele produkcji stacji takich jak HBO.
Druga sprawa jest taka, że Netflix właśnie zamawia seriale już teoretycznie gotowe.[4] Wydaje się więc, że powstanie kolejny kanał, tyle że internetowy. Czy to możliwe, że wracamy przez to do punktu wyjścia? Jeśli tak, to co to oznacza? Na pewno najważniejszego gracza na rynku serialowym. Bo przecież oferuje wszystkie seriale wszystkich stacji telewizyjnych w USA zaledwie chwilę po premierze (BEZ REKLAM! Powtarzam to!) a ponadto sprzedaje swoje własne produkcje. Netflix informuje, że w ostatnim kwartale w samych Stanach Zjednoczonych przybyło ponad 2 miliony użytkowników[5] a ta liczba będzie się tylko zwiększać i to w jeszcze szybszym tempie. Jak będzie wyglądać przyszłość telewizji? Myślę, że dowiemy się na własnej skórze, gdy Netflix zawita także do Polski oferując wszystkie produkcje rodzimych stacji oraz tych zagranicznych za opłatę niższą od zwykłego abonamentu platform cyfrowych. To się może zdarzyć. I to już wkrótce…


[1] http://news.yahoo.com/numbers-netflix-subscribers-205626746.html
[2] http://www.sandvine.com/general/infographic_2H_2012.asp
[3] http://www.wired.com/gadgetlab/2012/11/netflix-data-gamble/
[4] http://hatak.pl/news/30535/Netflix_zamawia_scifi_od_Wachowskich_i_tworcy_Babylon_5/
[5] http://www.huffingtonpost.com/2013/01/23/netflix-4q-2012_n_2536643.html

czwartek, 21 marca 2013

E-śmieci, czyli o resztkach elektroniki słów kilka.

Pomówmy o śmieciach.
E-śmieci to w gruncie rzeczy wszystko co kiedyś było telefonem komórkowym, komputerem, laptopem, telewizorem, lodówką, sprzętem biurowym a obecnie jest śmieciem. Elektroniczne elementy, które stały się śmieciami potrzebowały własnej kategorii ze względu na ich specyfikę. Mianowicie zawierają one sporo cennych materiałów, które można odzyskać, ale nie jest to takie łatwe. Dodatkowo są one, jeżeli potraktujemy je jak zwykłe odpady i wyrzucimy na wysypisko, dość szkodliwe. Płytka drukowana zawiera 16% miedzi, 4% cyny, 3% żelaza i ferrytu oraz nikiel i srebro. Z kolei stary monitor CRT (to taki "z dupą", tj. kineskopem) zawiera ołów, kadm i brom. Zawartość cennych metali sprawia, że jest opłacalne ich odzyskiwanie, nawet po wliczeniu ryzyka związanego z pracą ze szkodliwymi materiałami. Ze względu na spore wymagania BHP w krajach rozwiniętych, które bardzo podnoszą koszty recyklingu i brak automatyzacji procesu odzysku metali z e-śmieci, większość tej pracy wykonywana jest w Chinach. Indie powoli doganiają Chińczyków w ilości przetwarzanych e-odpadów. 

W nomenklaturze Unii Europejskiej e-śmieci nazywane są "waste electrical and electronic equipement" co daje w skrócie WEEE. Czas na głupie skojarzenie dnia:




Ze względu na fakt, że odzyskiwanie metali musi być wykonane ręcznie, a spalanie tych odpadów uwalnia do atmosfery zbyt dużo toksyn, większość z nich jest eksportowana do krajów rozwijających się. W 2005 roku w 18 europejskich portach przeprowadzono inspekcje, które wykazały, że 47% odpadów jest przeznaczona na eksport niezgodnie z prawem. Zakazuje tego Konwencja Bazylejska. W USA, które tej konwencji nie ratyfikowały, od 50 do 80% odpadów przeznaczonych do odzysku jest eksportowane. Oddajmy głos "Futuramie":

Inną kwestią jest celowe projektowanie sprzętu elektronicznego tak, aby psuł się krótko po upływie gwarancji. Stosowanie komponentów powodujących szybsze zużycie sprzętu i różnej maści tricków mających na celu skrócenie czasu używalności sprzętu ma nawet swoją nazwę - planned obsolescence. Można to przetłumaczyć jako "planowana żywotność" lub "planowane starzenie się". Sprzęt się psuje, więc konsument kupuje nowy, stary ląduje na śmietniku, producent zarabia na sprzedaży nowego. Innym problemem jest krótki cykl wypuszczania nowych modeli. Nowe gadżety stają się stare szybciej, niż zdążymy się nimi porządnie nacieszyć, bo już jest wypuszczony nowy model. I znowu: konsument kupuje nowy, stary ląduje na śmietniku, producent zarabia na sprzedaży nowego. A góra śmieci rośnie. O tym, że sprzęt jest projektowany tak, aby się zepsuł po odpowiednio krótkim czasie wiedział chyba każdy. A teraz potwierdzają to wyniki badań przeprowadzone na zlecenie niemieckiej partii Zielonych. Dorothea Steiner  nazwała takie działanie "świństwem" a rzeczniczka Zielonych ds. ochrony konsumenta domaga się nowelizacji przepisów dotyczących gwarancji i reklamacji oraz napraw.

O planned obsolescence i e-śmieciach opowiada film dokumentalny produkcji francusko-hiszpańskiej pt. "Żarowkowy spisek". Trwa niecałą godzinę. Warto zobaczyć:






A zakończymy ciekawostką o największym składowisku e-odpadów na świecie. Panie i Panowie: 

Guiyu, Chiny.
Guiyu ma 150000 mieszkańców i około 5500 "firm", w większości rodzinnych warsztatów zajmujących się przetwarzaniem e-śmieci. Mieszkańcy palą plastikowe obudowy urządzeń, aby dostać się do cennych metali wewnątrz. Opalane są izolacje kabli aby odzyskać miedź. Używa się toksycznych kwasów do "kąpania" mikrochipów w celu odzyskania złota. Grilluje się płytki drukowane, aby odzyskać chipy i luty. 88% dzieci ma zatrucie ołowiem, które może skutkować uszkodzeniem mózgu. Symptomy zatrucia u dzieci to brak apetytu, utrata wagi, trudności z uczeniem się, zmęczenie, wymioty, bóle brzucha. U dorosłych są to wysokie ciśnienie krwi, ból kończyn, głowy i żołądka, utrata pamięci, zaburzenia nastrojów i problemy z płodnością. W pyle w mieście poziomy ołowiu i miedzi są, odpowiednio, 330 i 371 razy wyższe niż na terenach oddalonych o 8 kilometrów (badania z 2008 roku zatytułowane "Stężenia metali ciężkich w pyle powierzchniowym na terenach składowisk e-odpadów i ich wpływ na zdrowie człowieka w południowo-wschodnich Chinach"). Rocznie przetwarza się tam 700000 ton e-śmieci.
Dlaczego Chińczycy się decydują na taką pracę? Odzyskana miedź jest sprzedawana za 7,6$ za kilogram. Odzyskiwacz za kilogram dostaje 0,08$. Doświadczony pracownik jest w stanie odzyskać tonę metalu w przeciągu 5 dni. Czyli za miesiąc zarobi 460$. Niecałe 1500 złotych. Ale w tym regionie roczny średni dochód wynosi około 1000$. Business is business. Dla producenta i Chińczyka-odzyskiwacza. 

niedziela, 17 marca 2013

McLuhanie jak to dobrze, że zostawiłeś nam Manovicha!


Wydawać by się mogło, że po grze w „ciepło, zimno” mediami, które uskutecznił nasz Ojciec nic już nas nie zaskoczyć a na pewno nie będzie tak abstrakcyjne do zrozumienia…. Aliści. Pojawił się on- Lev Manovich- widać Tata nie mógł zostawić swych dzieci na pastwę losu i zsyła nam swego sobowtóra w nieco odmłodzonej i bardziej europejskiej wersji. Zatem co pozostaje grzecznym dzieciom jak niepokornie wysłuchać mądrości nowego opiekuna…Wiemy już, że mediami de facto można nazwać wszystko co tylko pozwala się komunikować, rozwijać i poznawać świat. Ale ja mamy je zrozumieć kiedy świat poszedł naprzód i już nie książka a Internet stanowi główne źródło poznania. Czym zatem są media dziś, wobec tych znanych naszemu prekursorowi?! Manovichu  dopomóż i odpowiedz: „Czym są nowe media”?!

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że nowe media to to, co tyczy się cyberprzestrzeni, tego co w niej funkcjonuje i za pomocą czego przekazywane są  w niej informacje. Jednak Manovich nie zostałby nazwany drugim McLuhanem gdyby nie dodał, że przecież nowe media to nawet płyty DVD, CD-ROM, programy telewizyjne kręcone kamera cyfrową czy montaż cyfrowy wykorzystany w filmach animowanych! To wszystko przecież jest częścią NOWYCH MEDIÓW. Manovich uważa, że: „komputerowa  rewolucja medialna przekształca wszystkie etapy komunikacji, w tym: pobieranie danych przetwarzanie, przechowywanie i dystrybucję, przekształca również wszystkie media – teksty, nieruchome i ruchome obrazy, dźwięk i konstrukcje przestrzenne”. Zatem Nowe Media wynikają z wprowadzenia do naszego życia nowego elementu, którego wpływ jest  równie istotny dla dystrybucji treści jak i samego procesu  tworzenia.  Jak więc stało się możliwe aby Media były Nowe. Nie wyrosły one z ziemi  i na pewno nie są wynikiem jednego tylko fenomenu- powstania komputera. Jak wszystko w historii, media też mają ciągłość i przymioty charakterystyczne tylko dla nich. Manovich próbuje poratować nas i wyciągnąć z pułapki współczesnego myślenia, zbyt spopularyzowanego, o nowych mediach. Mówi: drogie dzieci, żeby Media określić Nowymi powinny spełniać  5 najważniejszych założeń…

Reprezentacja Numeryczna:

Jest rok 1883 Charles Babbage budzi się, podchodzi do stołu, parzy herbatę i nagle doznaje olśnienia…Przecież za niecałe 200 lat Manovich napisze, że podstawą nowych mediów jest zapis cyfrowy a zatem zapis kodowany możliwy do odczytanie przez komputer! Muszę  jak najszybciej rozpocząć prace nad moim urządzeniem- maszyną analityczną, tylko w ten sposób zapoczątkuje rozwój przechowywania informacji. Zacznijmy od karty perforowanej, za której pomocą będą wprowadzane dane a przechowywać je będzie pamięć mojego urządzenia! Dokładnie tak!
Okazuje się zatem, że język numeryczny (kodowanie) użyty przez Babbage w swej zaawansowanej formie umożliwia na przechowywanie w pamięci nie tylko informacji tekstowych czy liczbowych ale daje takie możliwości jak zapis pikselowy. W momencie, w którym zrodziła się myśl techniczna maszyny analitycznej, narodziła się szansa na wykorzystanie komputera do medialnych potrzeb, do manipulacji informacją, do jej przetwarzania, powielania, tworzenia, dystrybuowania. 

Modularność:

Budowa Nowych Mediów jest złożona. Manovich przez modularność rozumie nagromadzenie, w jednej przestrzeni,  wielu elementów medialnych. Jako godny następca Marshalla, zna swoje dzieci i wie, że najlepszym sposobem na wytłumaczenie tego zjawiska będzie przykład Internetu.  Internet to zbiór różnych stron, portali itd. Te z kolei zapisane są dzięki językowi programowemu, w ramach którego możliwe jest zamieszczanie różnych plików począwszy od JPG, GIF kończąc na animacjach w Flashu. Z kolei te możemy dzielić na mniejsze moduły  czyli na przykład obraz na piksele („atomy Nowych Mediów”). Jednak najważniejsze jest to, że modularność nie wpływa na własności poszczególnych elementów. Zatem animacja będzie prawdziwą animacją (nie zaś nieruchomym obrazem) a fotografia będzie mogła ulec ponownej obróbce (co przecież przy analogowej wersji informacji było by niemożliwe) Nowe Media zatem nie ograniczają lecz skupiają w jednym miejscu wszelkie elementy tworzące przekaz.

Automatyzacja:

Automatyzacja pozwala na  obróbkę, modelowanie czy tworzenie od postaw obiektów medialnych przez zwykłego użytkownika. Zatem Nowe Media daję pole do działania zwykłym ludziom, dotychczas zwanych tylko odbiorcami, dziś- za pomocą prostych algorytmów i przygotowanych szablonów- twórcami mediów.  Zatem wydaję się, że Nowe Media to nie tylko wyrzutnia wiadomości ale w pewnym sensie pracownia twórcza dla każdego kto tylko zechce. Idąc tym tropem zauważamy, że każdy, począwszy od wypisywania „Jak się dziś czuję” na portalach społecznościach, poprzez blogi (mniej lub bardziej naukowe), kończąc na podyktowanych profesją zamieszczaniu informacji w sieci ( dziennikarze, publicyści), tworzy media. Wszystko to jest możliwe przez automatyzację- łatwość dostępu do podstawowych zagadnień kodowania.

Wariacyjność:

„Obiekt nowych mediów nie jest czymś ustalony raz na zawsze ale raczej czymś co widnieje w wielu odmiennych od siebie wersjach, których liczba może być teoretycznie nieskończona”. Co mamy przez to rozumieć ? Nic bardziej prostszego niż fakt, ze cecha Nowych Mediów jest nieograniczona możliwość ruchów i wyborów. To znaczy, ze każdy może tworzyć sposób przekazywania wiadomości w taki sposób jaki chce. Ujmijmy to tak, że jedna wiadomość może być przedstawiona w zupełnie różny sposób. Oczywistym jest, że wariacyjność nie była by możliwa bez numerycznego kodowania, automatyzacji i modularności. Dzięki możliwości „rozbicia” materiału (modularność) nad którym pracujemy możemy go modyfikować w dowolny sposób (automatyzacja) i rozpowszechnić za pomocą komputera (kodowanie).

Transkodowanie:

Ostatnia już cecha jaką wymienia Manovich to transkodowanie kulturowe. Skomputeryzowanie Mediów doprowadziło do podziału na warstwę kulturową oraz komputerową. Pierwsza z nich jest ona widoczna i wyraża jakąś wiadomość (np. zdjęcie, tekst, film). Druga, kluczowa dla całych Nowych Mediów, sugeruje, że wszystkie informacje mogą być  przetworzone, stworzone, wygenerowane, albo przynajmniej w jakimś stopniu dotknięte przez komputer a co za tym idzie są one zupełnie od niego zależne. Skoro wiec komputer wpływa na sposób przekazywania wiadomości bez wątpienia wpływa na kulturę. Co więcej Manovich zauważa, że i w przypadku Nowych Mediów działa odwieczna zasada ewolucji. Wpływają one na otoczenie a otoczenie wymusza na nich rozwój.  Warstwa techniczna rozwija się powodując zmiany w przekazie informacji, zmiany wymuszają nowe sposoby techniczne i tak dalej… Zatem powstaje „ kultura komputerowa”, która  transkoduje informacje. Tworzy nowy format jej zapisu.


Nowe Media to otaczająca nas rzeczywistość.  Marshall zapewne uznałby, że każdy element przetworzony przez komputer jest medium, Manovich zatem jako godny następca musi uporządkować owe zagadnienie i doda, że to co dotknięte przez technologie informatyczną stanowi element Nowych Mediów. Pytanie tylko czy jego  5 wyznaczników „Nowości” sprawdzi się za kilka lat bo przecież „dla historyka mediów dzień to rok, rok to epoka, epoka to lata świetlne”.



piątek, 8 marca 2013

Jak to jest z tą manipulacją mediów?

W pierwszym tekście uderzę od razu w bardzo poważny temat, który wydaje się spędzać sen z powiek wszystkim rodzicom, wychowawcom i innym przewrażliwionym na wpływ mediów osobom. Rodzice boją się o to, że dzieci uzależnią się od telewizji, w szkole mówią nam o złodziejach czasu a reszta przeżywa, że wszystko w telewizji to ściema i nie warto jej ufać.

Jedno z twierdzeń Herberta Marshalla McLuhana zapowiadało kontrolę i manipulację człowiekiem i społeczeństwem przez media. McLuhan twierdzi, że dzięki konkretnym komunikatom można manipulować zachowania ludzi. Dla przykładu, Kanadyjczyk stwierdził w wywiadzie dla Playboya, że „moglibyśmy np. zaprogramować we Włoszech pięć godzin telewizji mniej, aby propagować czytanie gazet podczas wyborów, albo dodać dwadzieścia pięć godzin telewizji w Wenezueli, aby ostudzić plemienną temperaturę, podniesioną przez radio miesiąc wcześniej”. Te słowa przypominają trochę orwellowską wizję państwa Oceanii a jeszcze bardziej mogą kojarzyć się one z filmem Petera Weira – Truman Show, gdzie telewizja manipulowała myślami i zachowaniami głównego bohatera. Podobną wizję pokazuje Cronenberg w filmie Wideodrom. Tam główny bohater staje się niewolnikiem telewizji a raczej konkretnego programu, które powoduje u niego nieodwracalne zmiany. Nietrudno dostrzec inspiracje teoriami McLuhana (zresztą, reżyser tworzy postać profesora O’Bliviona, która zdecydowanie kojarzy się z kanadyjskim uczonym).
Może i przewidywania McLuhana miały racje bytu. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że potraktował on widza jako bezmyślnego odbiorcę, który chłonie wszystko co widzi, czyta i słucha. Wydawać by się mogło, że słynny teoretyk mediów nie przewidział jednej rzeczy – że w przyszłości to odbiorcy będą decydować o wyglądzie i charakterze mediów. 

Zastanówmy się najpierw jednak, jaki czynnik musiałby nastąpić, żeby media mogły naprawdę kontrolować i manipulować zachowania ludzi. Przede wszystkim, wszystkie media (a przynajmniej należące do konkretnego regionu lub dostępne dla określonej grupy społecznej) powinny znajdować się w rękach jednej organizacji lub nawet jednej osoby. Wtedy zadziałałaby zasada kłamstwa, które powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. Więc McLuhan albo nie przewidział mnogości mediów i ich różnego charakteru albo tego, że zamiast bitwy odbiorców o dostęp do mediów pojawi się bitwa mediów o dostęp do odbiorców. No chyba, że Kanadyjczyk zakładał, że świat przyszłości będzie się składać z państw totalitarnych, takich jak Korea Północna gdzie 90% materiału telewizyjnego to wiadomości z życia przywódcy państwa. Przede wszystkim jednak dla dzisiejszego świata, ten przykład jest wyraźnym odchyleniem od normy; po drugie, nawet jeśli wszystkie media są podporządkowane władzy, pełnią one rolę propagandową a nie manipulacyjną.

Pomyślmy teraz nad manipulacyjnym charakterem współczesnych mediów. Na przykład wszyscy wiedzą, że najpopularniejsza informacyjna stacja telewizyjna w Stanach Zjednoczonych, czyli Fox News jest republikańska. Podobnie wygląda sytuacja w Wielkiej Brytanii – dziennik The Guardian popiera Partię Pracy a The Times Partię Konserwatywną. Tak samo przecież jest i w naszym kraju – wszyscy wiedzą, jaka gazeta opowiada się za którą partią, która telewizja popiera jakich polityków. Wszystko jest ustawione i wszyscy o tym wiedzą. Wszyscy o tym wiedzą i dlatego wybierają konkretne programy, konkretne gazety. Okazuje się więc, że świadomość odbiorcy jest ogromna – wybiera to, co mu pasuje, co uważa za odpowiadające jego poglądom.
Czy następuje manipulacja? Może i tak, ale w obrębie i tak zdeklarowanej grupy. To tak jakbyśmy byli przeciwnikami palenia papierosów i media codziennie pokazywały nam konsekwencje i choroby z tą czynnością związane.

Ale nawet to nie wystarczy by dany widz zainteresował się konkretnym programem. Weźmy za przykład programy typu Teleexpress Telewizji Polskiej oraz Fakty telewizji TVN. Mimo, iż nastawione są one na przekaz informacji z kraju i ze świata, oferują one także stricte rozrywkowe materiały – na przykład w wydaniu Teleexpresu z szóstego marca 2013 r. naliczyłem cztery takie materiały a w programie TVNu (z tego samego dnia) dwa, w tym jeden dotyczący plotek na temat dziecka księżnej Kate. Takie materiały skłaniają do ciągłego śledzenia programu i nie odrywania wzroku od telewizora. Wynika więc z tego, że to telewizje biją się o widza o to, by przekazać mu konkretne informacje. 

Największa bitwa jednak rozgrywa się na poziomie stricte rozrywkowym. Nie wiadomo dokładnie kiedy, ale gdzieś w połowie pierwszej dekady XXI wieku uwagę wszystkich zainteresowanych amerykańską telewizją zaczęły przykuwać statystki oglądalności oraz (co jest nawet ważniejsze) współczynniku widzów w przedziale wiekowym 18 – 49, który jest głównym targetem wszystkich komercyjnych stacji telewizyjnych. Jeśli któryś z seriali lub programów nie trafiał w tą grupę to ciach! jest kasowany, bez litości. Widzowie decydują o tym, co się sprzeda. Tak jest z filmami (jeśli pierwsza część się nie sprzeda, nie powstanie sequel) lub z grami (jeśli pierwsza część zbierze złe recenzje, druga nie powstanie)… ludzie głosują i decydują – jak nie oglądalnością to portfelami.
I tymi prawami rządzą się współczesne media. To odbiorcy manipulują nadawcą! Bo przecież to nadawcy biją się o odbiorców. Nie tylko w kwestii rozrywkowej ale także informacyjnej lub światopoglądowej. Najciekawszym przykładem w tej kwestii jest platforma Netflix… o tym jednak przy innej okazji.

001. Zaczynamy.

Dobry wieczór. W zasadzie miałam w planach przedstawić Państwu nasze zwariowane rodzeństwo, ale to tak szaleni ludzie, że postanowili przedstawić się sami. To ja może przytoczę w takim razie ich skromne biografie:

WITOLD TOMALAK
Najstarsze z dzieci McLuhana. Długo szukał sposobu na wykorzystanie swoich licznych talentów. Zamiast tego poszedł na UJ. Uwielbia kulturę popularną i błędnie twierdzi, że popkulturowa papka na niego nie działa. Nie znosi celebrytyzacji społeczeństwa. Ogląda wszystko co mu wpadnie w ręce (Mega Shark vs. Giant Octopus FTW). Uwielbia literaturę fantasy a nie lubi zbędnego moralizatorswa, woli napić się piwa i pogadać ze znajomymi. Nie widzi boga w „Drzewie Życia”.
No w zasadzie to ja nie mam nic do dodania, tak jest. Znaczy nie wiem jak jest, oprócz tego piwa. Z tym piwem nie kłamie.

ULA SZANDUŁA 
Vlog, blog, multimedia to tylko niektóre z ostatnio poznanych przez nią słów. Odkąd postanowiła zmieszać własne zainteresowania (film) ze ścieżką wytyczoną przez Ojca (och, Marshall) jej "słownik pojęć zupełnie niezrozumiałych" znacznie się poszerzył. W konsekwencji większość czasu spędza wraz z rodzeństwem po fachu na porządkowaniu nowonabytych informacji i badaniu spuścizny po ukochanym rodzicielu. Kto wie czy nowe zadanie nie zakończy jej kariery filmoznawczej a otworzy wrota do świata mediów i cyberprzestrzeni...

Dodatkowo Ula jest logistykiem i wszystko ogarnia, czego jej strasznie zazdroszczę i jest kochana, dzięki czemu wszyscy wybaczają jej to, że jest z Warszawy.

JĘDRZEJ SKRZYPCZYK
Z urodzenia Polak, z zamiłowania Amerykanin. Uwielbia obserwować głupotę polskich mediów oraz głupotę jej odbiorców. Zwolennik większej wolności słowa w telewizji i kinie (chciałby wszystkich członków MPAA zamknąć w małych klatkach i używać ich jako króliki doświadczalne). Liczy na to, że wkrótce będzie miał możliwość i będzie go stać by oglądać LEGALNIE wszystkie ulubione seriale… Póki co nagminnie wykupuje filmy w promocyjnych cenach. Hobbystycznie bloger, pijak, maniak seriali i fanboy Christophera Nolana. Widzi boga w "Drzewie Życia".

Osobiście dodam, że Jędrzej jest z Oświęcimia, co niewątpliwie również ukształtowało jego twardy charakter. I prowadzi bloga, na którego serdecznie zapraszam. 

EWELINA WILLMANN
To jestem ja. Najmłodsza z rodzeństwa i chyba to trochę widać, bo tak średnio ogarniam rzeczywistość, ale się staram. Niestety nie umiem pisać takich ładnych zdań o sobie, ale interesuję się wszystkim tym co nie trzeba, trwonię swój czas na zupełne głupoty. W wolnych chwilach badam zakamarki Fejsa i piszę teksty o polskim rapie, ale i tak nikt nic z tego nie rozumie, więc się za bardzo nie chwalę. Sajko fanka Siedla. I też lubię piwo. 

I to tyle o nas, za chwilę zaczniemy pisać tu bardzo poważne rzeczy. Tata jest z nas dumny, chociaż trochę boi się, że wyrośniemy na bezrobotnych alkoholików.

Buziaczki!